A skoro już opowiadam o Złotowie i swoim pierwszym w życiu sukcesie literackim, to muszę od razu napisać także coś o legendach z tego regionu, które mam w swoich zbiorach. No przecież nie mogło być tak, bym ze Złotowa powrócił nie wzbogaciwszy swojej bajarskiej biblioteczki. Pomimo, że miasteczko jest malutkie - chociaż powiatowe - i Krajna Złotowska jest niewielka, to jednak legend i baśni jest tam całkiem sporo i jest pod tym względem obszarem niewątpliwie dość ciekawym!
Każda z nich jest trochę inna. Każda ciekawa. Każda pomaga trochę poznać region, jego tradycje i kulturę, "poczuć klimat". I nawet jeśli niektóre historie się powtarzają - bo tego się przecież nie uniknie - to i tak fajnie było poczytać. A pierwszą z nich czytać zacząłem - rzecz (dla mnie) jasna - jeszcze w wieczór spędzony w Złotowie. No, przynajmniej musiałem przeczytać tą, która opowiada o jeleniu ze złotowskiego herbu, który stoi także jako pomnik - i to ponoć ruchomy! - przed miejscowym urzędem. Jest z pewnością coś szczególnego w czytaniu lub słuchaniu legend tam, gdzie się one zrodziły.
Autorką dwóch pierwszych pozycji jest Jowita Kęcińska - Kaczmarek, znawczyni krajeńskiej kultury i mowy ludowej, osoba niezwykle zasłużona dla Krajny, z tytułem naukowym "profesor doktor habilitowany", wykładowczyni dialektologii i metodyki nauczania języka polskiego na Akademii Pomorskiej w Słupsku. Dlatego można u niej znaleźć wiele "smaczków" językowych. Autorem ostatniej zaś jest równie zapalony regionalista, a zarazem dziennikarz i wieloletni naczelny jednej z regionalnych gazet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz