Było sobie dwóch braci — jeden miał imię Hilary, drugi Szymon. Wzięli po ojcu gospodarkę dobrą, dom na dwie strony, pola i dobytku dostatek. Pożenili się i Bóg pobłogosławił ich dziatwą. Z początku szło dobrze obu braciom, ale później do Szymona przyczepiła się bieda. Żona i dziatki chorowały, krowa jedna zdechła, druga okaleczała, konie ukradli złodzieje, połowę owiec wydusił wilk, a w polu, późno zasianem, zawitał nieurodzaj. Poczciwy Szymon płakał na widok chorej żony i głodnych dziatek, a że Hilaremu szło dobrze, więc począł u brata pieniędzy pożyczać. Ale Hilary był chciwy i zazdrosny, pożyczał niechętnie, a od pożyczonych liczył duże procenty. Gdy Szymon nie mógł mu z długu i procentów się wypłacić, Hilary zabrał Szymonowi gospodarkę i rolę, a dopłaciwszy kilkadziesiąt złotych, kazał mu wynosić się ze wspólnej chaty rodzinnej.
Za wioską pod borem stała nędzna, prawie bez dachu, rozwalająca się, pusta chałupa. Mieszkał w niej niegdyś żebrak jakiś, ale od czasu, gdy go w domu wilki zjadły, stała pustkami, bo głupi ludzie pletli, że w niej straszy duch nieszczęśliwego żebraka, i nikt do niej przyznać się nie chciał. Owóż Szymon wniósł się z żoną i dziatkami do tej lepianki i żył z wyrobku. a choć pracował, jak wół, to mu chleba nieraz brakowało. Co tylko zarobił, choć sam bywał nieraz głodny, poczciwy człowiek niósł wszystko żonie i dzieciom.
Trzy lata takiej nędzy wyniszczyły zdrowie Szymona. Postradał siłę, twarz mu wyżółkła, ciało wychudło. Serce jego, kiedy smętnym rzucił wzrokiem na nędzne swe dzieciny, każdy raz nowe dręczyły bole. Ale wpośród takiego nieszczęścia mieszkała praw dziwa cnota i kwitła miłość Boga. Nie opuścili oni żadnej modlitwy porannej, nie usnęli bez złożenia należnego hołdu Stwórcy i, choć trawieni głodem, nie szemrali nigdy na Niebo, ani na ludzi.
Jednej niedzieli, gdy Szymon powracał z kościoła przez wieś do domu, widzi przed domem swego brata pełno bryczek, wozów i koni osiodłanych. Powiadają mu ludzie, iż on przecie musi wiedzieć o zaręczynach córki Hilarego, która idzie za bogatego młynarza. „Chwała Bogu, pomyślał sobie poczciwy Szymon, będzie Hilary miał się jeszcze lepiej, to i mnie prędzej kiedy dopomoże. W prawdzie dotąd odmawiał mi wsparcia, ależ i on ma kilkoro dzieci i dla nich zbiera grosiwo; pójdę dziś do Hilarego, u niego dziś uroczystość, samo szczęście lgnie do jego domu, wydaje tak bogato córkę zamąż, Bóg skruszył zapewne jego twarde serce.“
Tak dumając, owiany dobrą nadzieją, wszedł Szymon na podwórzec Hilarego. A że przez okno zobaczył wiele gości, siedzących za stołem, żeby więc lichą odzieżą swoją nie zawstydził bogatego brata, wsunął się do sieni i usiadł w kąciku. Hilary, przechodząc do kuchni, spostrzegł go, ale udał, że nie widzi. W tedy Szymon rzekł:
— Mój panie bracie, dowiedziawszy się o szczęściu, jakie cię spotyka, przyszedłem ci ze szczerego serca powinszować, a pewny jestem, że mi dasz jaki zasiłek dla głodnych dziatek moich.
— Mój Szymonie — odrzekł na to Hilary,— przyszedłeś wcale nie w porę, gdy mam tyle zajęcia i gości dom pełen. Staraj się sam i pracuj, a na cudze ręce nie patrz i na cudze mienie nie licz. To mówiąc, Hilary wyniósł z kuchni wielką kość z wołowej pieczeni i, podawszy ją bratu, kazał mu odejść z Panem Bogiem.
Szymonowi zakręciły się łzy w oczach, wziął jednak kość do ręki, nasunął rogatą czapkę na czoło i wyszedł, nie myśląc, gdzie idzie i po co. Za wsią pod lasem, w przeciwnej stronie, gdzie stała nędzna chata Szymona, płynęła rzeczka, do której mimowolnie Szymon przyszedłszy, stanął i spojrzał w wodę. Straszne myśli zaroiły mu się w głowie. Szatan szeptał do ucha:— „Skocz biedaku do wody, w jednej chwili pogrzebiesz ziemską nędzę i wszystkie twoje kłopoty, zemścisz się na Hilarym, bo śmierć twoja zatruje mu sumienie."
— Szymonie! jam twoja wierna towarzyszka, Bieda, od trzech lat nie odstępuję ciebie ani na krok, zawsze głodna i spragniona, odziewam się w twoje łachmany, dzielę się każdym kęsem twoim i dzieci twoich. I teraz, pozazdrościwszy ci kości, którą ogryzasz, żądam, byś i mnie do tej uczty przypuścił.
Szymonowi błysnęła myśl, aby Biedę pochwycić i w rzece utopić, ale widmo zmiarkowało to i rzekło spokojnie:
— Próżne twoje zamiary, nie mam ciała na kościach moich, woda i ogień są memi żywiołami i przyjaciółmi; lepiej udziel mi uczty swojej, to choć na chwilę cię opuszczę.
Szymonowi przyszedł do głowy pomysł nielada, obejrzał się około siebie i, spostrzegłszy kawałek kołka,zastrugał z niego czopek i. wcisnąwszy do rury cienkie nogi widma, zatkał szybko czopem, zabił kamieniem i cisnął kość do rzeki.
Hilary zachodził w głowę, skąd taka dola zaświtała Szymonowi, zazdrościł mu jej okropnie, a że, o ile sam był bogatszy, o tyle stawał się chciwszy, więc nie wytrzymał i poszedł do brata, aby wybadać go, czy nie ma jakich tajemnych sposobów do sprowadzenia pomyślności.
Hilary, wyszedłszy od brata, dręczony zazdrością, zwyczajnie jak człowiek chciwy i pozbawiony miłości chrześcijańskiej, ruszył czemprędzej na brzeg rzeki do wskazanego miejsca i począł szukać kości, zabitej kołkiem. Długo brodził w wodzie, aż nareszcie z wielką radością kość wyszukał — i pewien, że gdy uwolni Biedę Szymonową, to zniszczy tern szczęście swego brata, silną dłonią kołek z rury wykręcił.
Aż tu, niby z procy, wyskakuje Bieda z wnętrza kości. Jak zacznie ściskać i całować Hilarego, wieszać mu się na szyi i wołać radośnie:
— O mój wybawco! o mój dobrodzieju! o mój królu najdroższy! już cię też nigdy nie opuszczę, będę twoją, wierną towarzyszką do samego grobu!
Niewiele Hilary zważał na mowę widma, które w tejże chwili nie wiedzieć gdzie znikło; ale rzecz całą dopiero zrozumiał, gdy, powróciwszy do domu, dowie dział się, że pies wśiekły pokąsał mu dobytek, że wilk podusił owce, a złodzieje skradli konie. W kilka te dni grad wybił do szczętu zboże na polu. a zapruszony z fajki ogień zniszczył, domostwo i gumna. Nieszczęścia szły po nieszczęściach. Hilary wpadł w gorszą biedę niż pierwej Szymon, i do śmierci już żył w biedzie i nędzy, a byłby nieraz umarł z głodu, gdyby nie Szymon, który w imię miłości Chrystusowej przebaczył bratu, przyjął go do siebie i wspierał.
"Skarbczyk. Baśnie i powieści z ust ludu i książek"
Warszawa 1898
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz