Ten mój blog mocno się robi... blogiem czytelniczym, o książkach - chociaż nie takie były "założenia programowe". Jednak niewątpliwie to właśnie książki są w bardzo znacznej części moimi "środkami podróży" w tej wędrówce przez świat baśni, legend, mitów... Cieszę się, że tych "środków" jest od pewnego czasu jakby coraz więcej. I tak np. poznańskie wydawnictwo Replika dosłownie szaleje z etnografią i baśniami! Aż trudno za nimi nadążyć - i z czytaniem, i z gromadzeniem funduszy na zakupy... I tu znów mój głęboki ukłon o życzliwe wsparcie moich pasji, bo "kieszeń" ledwo daje radę tej inicjatywie wydawniczej! Ha, ha, ha! W każdym razie naprawdę podoba mi się ta ich aktywność, a także i odwaga - by dawać szansę nowym autorom, co z kolei jest też zachętą, by wreszcie wykonać i swoją pracę bajarską i do nich się z nią zgłosić.
Gdy niedawno zobaczyłem kolejną wydaną przez nich książkę - "W krainie bogów i syren - legendy Łęgów Odrzańskich" - oczy mi się do niej zaraz zaświeciły. Dlaczego? Ano dlatego, że tereny nad Odrą leżące, to dla mnie "terra incognita", jak chodzi o bajania, tradycje ludowe i historię - a to przecież także m.in. Ziemia Lubuska, która mnie coraz bardziej interesuje, to region sąsiadujący z moją ukochaną Wielkopolską. No i lubię opowieści o dawnych bóstwach i demonach / pół-bóstwach - a do tej kategorii zalicza się też m.in. syreny, wodniki, nimfy, rusałki. tak więc sam tytuł wiele mi obiecywał.
Nazwisko autora mi jednak nic a nic nie mówiło. No i właśnie - bardzo fajne, i bardzo zachęcające jest to, że wydawca daje szansę nowym autorom - a nie każde wydawnictwo jest do tego chętne, bo to zawsze jest jakieś ryzyko, a rynek książki jest bardzo trudny. Tak więc - Konrad Hamkało, debiutujący autor i... to debiut bardzo udany moim zdaniem.
Od początku daje do zrozumienia, że te Łęgi Odrzańskie to jest jego kraina, jego ukochana ziemia, z którą pragnie czytelnika zapoznać i po niej niejako oprowadzić. Właściwie już od pierwszych słów czułem się zaproszony do wędrówki po tych Łęgach Odrzańskich. Autor pisze: "Już we wczesnych latach młodzieńczych, kiedy rodzice czytali mi na dobranoc różne opowieści i legendy, zauroczyłem się światem łączącym sfery realizmu i fantazji. Moja wiara w to, co nieznane, nieodkryte, w wodne stworzenia, takie jak syreny czy trytony, zaczęła się zatem kształtować i pogłębiać już od dzieciństwa. Jako nastolatek bardzo często wybierałem się na wycieczki z dziadkiem, z tatą lub sam i eksplorowałem teren Łęgów Odrzańskich..." Takie słowa były dla mnie właśnie wielką zachętą i zaproszeniem do wędrówki, z przewodnikiem, któremu szybko zacząłem ufać. Tym bardziej, że naprawdę chyba wiele nas łączy - bo i ja kocham te obszary, gdzie realizm splata się z fantazją, stworzenia "pół z tego, pół zaś z innego świata", jak napisałem w jednej z własnych baśni.
----------
"W krainie bogów i syren"... Już sam tytuł - że powtórzę to raz jeszcze - był dla mnie bardzo nęcący. Obiecuje zabranie czytelnika w inny świat, trochę jakby równoległy do naszego a trochę się z nim przenikający - w świat fantazji, magii, dawnych wierzeń, co doprawdy uwielbiam, i co sam praktykuję. Bo takie właśnie są legendy i baśnie - one w sposób naturalny funkcjonowały w tym świecie, chociaż są "światem fantastycznym" - są wytworem ludzkiej wyobraźni, często przesądów i lęków, ale dla ludzi dawniej żyjących (a niekiedy i współczesnych) czymś zupełnie realnym, w co wierzono, co przenikało ludzkie życie i ducha. My dzisiaj jesteśmy inni - i odkładamy baśnie na inną "półkę", niż to, co "życiowe" i prawdziwe, "realizm życia". W ogóle baśnie pozostawiamy raczej dzieciom - a szkoda! A ja bardzo lubię ten "splot światów" starodawny, to wnikanie baśni w ten nasz zwykły świat - i tych pięknych, i tych niekiedy strasznych, bardzo mrocznych. Lubię odejść od "zdrowego rozsądku", od naszego "oświecenia", które wyparło wiele starych zabobonów i wyparło "magiczny element" z naszego świata niemal zupełnie.
Lubię... wierzyć w te stare bogi i demony, i w czarownice, i w smoki... Lubię chociaż trochę żyć w tym, co tak bardzo pierwotne i baśniowe. Lubię ten "pierwotny puls" życia naszych przodków. Lubię go poczuć w tym naszym "postępowym" świecie, odnajdywać dawno zaginione może wątki. I tu mnie pan Konrad Hamkało trafił naprawdę tą książką, tymi opowieściami w "czuły punkt", bo tej pierwotności i magii w niej jest naprawdę pod dostatkiem. W każdym razie książka jest tym nasycona naprawdę "jak trza".
By lepiej odebrać i zrozumieć, poczuć magię, na pewno najpierw warto poznać to, co realne. Autor wprowadza czytelników i w geografię Łęgów Odrzańskich, i w ich bogactwo przyrodnicze, i w kulturę ludową, w tym wierzenia. A gdy już czytelnika odpowiednio przeszkoli i przygotuje, zaczyna wreszcie opowiadać - zaczyna się przygoda w "świecie magicznym" Łęgów i wędrówka trochę wzdłuż niemal całej rzeki, od Wrocławia po Szczecin, bo tak się ciągną te Łęgi Odrzańskie, ale zdecydowanie skoncentrowana w środkowej części jej biegu - co mnie cholernie cieszy, bo geograficznie tam mi najbliżej!
Poznajemy Viadrusa. Przyznam, że gdy pierwszy raz przeczytałem to imię, parsknąłem śmiechem,
bo - cóż tu kryć - jest nadzwyczaj zabawne. Moje skojarzenie? "Wiadro" -
staromodnie przerobione na łacinę (co niegdyś było częstą praktyką
ludzi uczonych i pragnących się wyróżniać w społeczności, podkreślać swą
pozycję). Ale... No z tą łaciną w sumie niezłe skojarzenie, bo jest to łacińska nazwa tej rzeki z polsko - niemieckiego pogranicza, a stała się też imieniem własnym przypisanego do niej bóstwa. I... szczerze mówiąc zrobiło mi się ciut głupio przez to początkowe skojarzenie, bo dawne wierzenia i kulturę ludową darzę ogromnym szacunkiem. A opowieści o tym Viadrusie jest w książce bardzo wiele, i o tym, jak go ukazywano także w sztuce nadodrzańskich okolic. Nie wiem, czy z Odrą rzeczywiście pierwotnie wiązało się takie bóstwo, czy legendy o nim są wytworem pierwotnych wierzeń nadodrzańskich plemion słowiańskich, czy też wytworem późniejszego romantyzmu. Na pewno natomiast są to piękne opowieści o nim, i cieszę się, że mogłem je poznać. Pojawia się także wątek bogini... Warty, ducha rzeki do Odry wpadającego - przecież tak bliskiej memu "wielkopolskiemu sercu"!
Poznajemy także i syreny - wszak tytuł zobowiązuje! Przede wszystkim zaś jedną z nich, dla rzeki i mieszkających nad nią ludzi najważniejszą i najbliższą - Odrinę. Z różnych opowieści wynika, że mocno wierzono w to, że w wodach odry żyją syreny i to nawet pod koniec XIX wieku, opowiadając nawet o spotkaniach z nimi, nawet w samym Szczecinie.Takie historie wywołują... u jednych kpiący uśmieszek, u mnie zaś uśmiech. Bo mam serce i duszę bajarza, romantyka, który - znów się powtarzam - nieco ucieka od tego realnego świata i wierzy, bo lubi wierzyć, chociaż trochę i chwilami. A tym łatwiej w to popaść czytając lub słuchając innego bajarza, i to naprawdę dobrego, "z serduchem" - takiego znajduję w autorze tej książki.
Oczywiście ten "świat magiczny" naszych przodków to nie tylko bóstwa i syreny. To wiele "istot demonicznych", do których zaliczają się i syreny... Trzeba zaraz wyjaśnić - to niekoniecznie istoty złe, jak nam się kojarzą demony, określenia tego używam nie w rozumieniu religijnym, lecz etnograficznym - to duchy lub pół-bóstwa bardzo liczne i różnorodne, niektóre naprawdę złe i niebezpieczne, inne zaś urocze i pomocne, chociaż dzikie. Poznajemy na kartach tej książki przeróżne takie istoty "pół z tego, pół zaś z innego świata" - rusałki, wodników / topielców (tam na Łęgach Odrzańskich te dwie różne zasadniczo byty zlały się w jedno), wielkiego raka z jeziora Morzycko, olbrzymy, krasnoludki, diabły.
Poznajemy także ludzi żyjących nad Odrą - i tych zwykłych, i odważnych bohaterów, i lokalne wiedźmy. i duchy. Poznajemy także liczne tajemnice tych terenów, prawdziwe historie z nimi związane, ludzi "z krwi i kości". I to jest właśnie to absolutnie fantastyczne przenikanie się światów - nierealnego, fantastycznego i tego zupełnie prawdziwego, rzeczywistego, namacalnego czy popartego dowodami historycznymi. Muszę przyznać, że dość rzadko mam do czynienia z opracowaniem, gdzie te dwa światy tak pięknie zlewają się w jedną całość.
----------
Pisałem na wstępie, że tereny nadodrzańskie to dla mnie - jak chodzi o baśnie i wierzenia ludowe - "terra incognita", "ziemia nieznana". No, może nie tak zupełnie jednak. Gdy wziąłem do ręki książkę pana Konrada i zacząłem przeglądać spis treści, od razu znalazłem "Moryń" i "rak". No i... tą opowieść znałem już dawno. A to dzięki... Zbigniewowi Nienackiemu i jego książce "Księga strachów" z cyklu przygód Pana Samochodzika (wznawianej później jako "Pan Samochodzik i dziwne szachownice"), a której akcja toczy się właśnie w tych okolicach, i legenda o raku z Morzycka się tam także pojawia. To dla mnie naprawdę cholernie miłe skojarzenie - bo od książek Nienackiego zaczęło się w moim życiu naprawdę wiele - fascynacja historią, tajemniczymi sprawami z dziejów, regionami kraju... Teraz zaś mogłem się przekonać, że mój ulubiony - niegdyś i po dziś dzień - autor napisał o tym raku w sumie niewiele, że tych lokalnych podań o nim jest więcej!
Gdy tak czytałem opowieści pana Hamkały nasunęło mi się pewne "etnograficzne skojarzenie"... Otóż etnografia rodziła się w XIX wieku i było wówczas sporo pasjonatów, którzy wędrowali po kraju, pośród ludu i spisywali ludowe opowieści. Co prawda często niezbyt dokładnie, skrótowo, bardzo ogólnie - idąc w ilość, nie jakość, i chociaż dzięki nim wiele opowieści przetrwało, to jednak z brakami. Ale wykonywali naprawdę ogromną pracę i ich dokonania są bardzo cenne. Podobnie w tej książce widzę ogromną pasję i tytaniczną pracę autora. Dostrzegłem w autorze właśnie takiego pasjonata - zbieracza, jednak na pewno bardziej starannego, by nie tylko zebrać i opracować jak najwięcej, ale i jak najlepiej, a także próbować odtwarzać (co jest także i moją pasją). Taki autor - trochę jak mrówka, która zbiera w lesie igiełkę do igiełki, by zbudować mrowisko, lub jak pszczoła, która tu zbierze pyłek, tam, i jeszcze gdzie indziej - z niezliczonych kwiatów - by zanieść do ula i zrobić z tego miód.
Autor uzbierał tego wszystkiego naprawdę wiele - tych legend jest ok. sześćdziesięciu! Jedne rozbudowane literacko, inne zaś skromne i krótkie. Czy to wszystkie zebrane? Och, jak znam takich pasjonatów, to pewnie nie, i że dałoby się pewnie jeszcze niejedno o tych Łęgach Odrzańskich opowiedzieć. Może też jeszcze niejedna taka opowieść czeka na odkrycie i spisanie? W każdym razie mam nadzieję, że kiedyś ukaże się jakaś kolejna książka, która mnie znów zabierze w "świat baśni" znad Odry. Wiem - bo od jakiegoś czasu rozmawiamy trochę na Facebooku - że autor póki co ma trochę inne plany, ale naprawdę liczę na więcej z jego ukochanych stron. Jest naprawdę świetnym opowiadaczem i przewodnikiem! I skutecznym - bo miałbym ochotę tam i realnie wyruszyć i poznać te strony, ich historię i tradycje.
Teraz, gdy skończyłem czytać, pozwoliłem sobie znów do autora napisać: "Odetchnąłem z ulgą, że już nie muszę się męczyć z tą książką. Bo męczarnia z nią była straszna - już się spać chciało, a tu pokusa była silna, żeby przeczytać jeszcze jedną opowieść, i jeszcze jedną, i jeszcze..." Ten świat podwodny i nadwodny Łęgów Odrzańskich okazał się niezwykle bogaty, fascynujący i wciągający. Urzekła mnie zwłaszcza jedna opowieść - i to bardzo mroczna - ale o tym jeszcze osobno napiszę, bo teraz i tak napisałem naprawdę wiele...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz