środa, 23 lipca 2025

Mieszko "kruszący bałwany" - prawda, czy mit?

 

W Gnieźnie mamy wiele legend związanych z "początkami państwa polskiego". Jest także legenda o Mieszku I "kruszącym bałwany". Według legendy książę, przyjmując chrześcijaństwo, polecił zniszczyć m.in. świątynię stojącą na Wzgórzu Lecha - które było nie tylko centrum państwa, ale też zapewne silnym ośrodkiem kultu - a posągi bóstw strącono stamtąd, po stromym zboczu wprost w wody jeziora, by przepadły w nim "na wieki". Tam, gdzie wcześniej czczono prastarych, słowiańskich bogów, polecił wpierw postawić krzyż, a potem zaś kościół. Jezioro zaś, na pamiątkę ochrzczenia w nim mieszkańców grodu, polecił odtąd nazywać Świętym. Tak i tyle, dość oszczędnie, mówi o tym nasza lokalna tradycja.- przekaz spisany pewnie w XIX lub na początkach XX wieku, a wcześniej {być może przez całe wieki?) podawany ustnie. W starych kronikach raczej próżno szukać cokolwiek o tym.

Ktoś, kto obecnie odwiedza Gniezno i kto przeczyta tą legendę - chociaż jest ona trochę zapomniana - może się zdziwić: "zaraz, zaraz, ale... gdzie tu u stóp Wzgórza Lecha jezioro?" Ale naprawdę tam, gdzie dziś rozciąga się plac śŵ. Wojciecha, pluskały niegdyś fale jeziora, o czym już tu zresztą wspominałem. Przyjmuje się, że jezioro Bielidło - zwane obecnie Świętokrzyskim - rozciągało się aż pod Wzgórze Lecha. Z drugiej strony zaś przekonanie to nie pasuje do legendy, bowiem... nigdy, o ile wiadomo, nie było ono nazywane Świętym, więc może było to odrębne jezioro, oddzielone od niego np. mkradłami? Mniejsza o to.

Obecny plac św. Wojciecha powstał w roku 1997, na uroczystości millenium męczeńskiej śmierci tego biskupa praskiego i gorliwego misjonarza, których kulminacyjnym momentem była pielgrzymka papieża Jana Pawła II. Wcześniej rozciągał się tam ogród biskupi - w bezpośrednim sąsiedztwie jest bowiem rezydencja biskupa pomocniczego, a także tereny seminarium duchownego. Nim plac powstał, musiały być - rzecz jasna - przeprowadzone badania archeologiczne. Jako pasjonat historii próbowałem je podglądać a że działałem i w archidiecezjalnym duszpasterstwie młodzieży, i w mediach lokalnych, miałem przystęp naprawdę bezpośredni. 

Wprawdzie nigdy o to nie spytałem, ale myślę, że nasi archeolodzy - chociaż też nic takiego nie dawali do zrozumienia - po cichu może mieli nadzieję na znalezienie potwierdzenia dla tej legendy, może odnalezienie tych "skruszonych" posągów bóstw słowiańskich, choćby jakichś resztek. Byłaby to z pewnością sensacja ogólnopolska, a może nawet światowa, która by rozsławiła nie tylko Gniezno, ale także i ich, odkrywców. Tak się jednak nie stało. Jedyne, co znaleziono, to... średniowiecze śmietnisko, na które mieszkańcy grodu wyrzucali niepotrzebne już, zniszczone rzeczy. 

Niestety więc, nauka nie potwierdziła tej legendy, a szkoda. Na pewno takie odkrycie nie tylko by rozsławiło jeszcze bardziej moje rodzinne miasto, ale także poszerzyłoby znacznie wiedzę o religii słowiańskiej, o bogach naszych przodków, ich kulcie, zwyczajach religijnych. Trudno. Jednak legenda pozostaje i warto ją przypominać, nawet jeśli jest tylko bajaniem. Jest też mi bardzo bliska, gdyż nie tylko interesują się wierzeniami pogańskimi naszych przodków, ale także przemianami religijnymi i kulturowymi, do których doszło po tzw. "Chrzcie Polski". Bardzo interesująca jest dla mnie postać Mieszka I w tym wszystkimi myśli, którymi się kierował, kim był i jakim był.

Pisałem już chyba kiedyś - nie pomnę dokładnie - że tak bardzo jesteśmy dumni z tych "początków państwa polskiego", utożsamianych z rokiem 966 i "chrztem Polski". Ja się przede wszystkim absolutnie nie zgadzam z określania tego "początkiem", a jedynie wielkim przełomem, bo nie zgadzam się z sugestią, jakby dopiero chrześcijaństwo, katolicyzm dały nam nasze państwo i tożsamość. To wielkie kłamstwo! Z którym walczę także jako bajarz, próbując pokazywać, że już wcześniej budowaliśmy podwaliny przyszłej potęgi, i że nie byliśmy jakąś dziczą, że nie byliśmy duchową i kulturową "pustynią' bez znaczenia. "Chrzest Polski" - a tak naprawdę chrzest Mieszka I i jego dworu- był ważny, ale...

...nie wiemy, ani gdzie się dokonał, ani kiedy. Tak, nawet rok 966 jest oszacowany jedynie przypuszczalnie, w przybliżeniu. Nie odbił się też "szerokim echem" w ówczesnej chrześcijańskiej Europie, nie był jakoś dostrzeżony. W Rzymie kto wie, czy w ogóle o nim usłyszano. Nie ma też śladów jakiejś wielkiej aktywności misyjnej, czy niszczenia dawnych kultów. Powiedzmy też sobie szczerze, że Mieszko nie przeżył żadnego nawrócenia - chodziło tylko o układ z Czechami, potrzebny mu politycznie i militarnie a także o umacnianie własnej władzy, o spajanie kraju, dotąd podzielonego na plemiona, na wierzenia lokalne. Chodziło także o władzę w obrębie religii - władca zyskiwał wpływy, których wcześniej nie miał, stawał się panem także nad kapłanami, wprowadzając formalną religię państwową. Mieszko I był człowiekiem przebiegłym, może także wizjonerem śniącym o potędze, obytym politycznie...

Czy legenda ta może być chociaż trochę prawdziwa? Z jednej strony Mieszko i był niewątpliwie żądny władzy i potęgi - być może już on myślał o koronie? Był też świadomy, jaką władzę daje mu nowa religia i jedna wspólna religia. Z drugiej jednak strony... chyba mu specjalnie mocno nie zależało na tym. No właśnie tu mam wątpliwości czy chciał tak bardzo tej nowej religii. Na pewno nie bardzo zależało Kościołowi katolickiemu, bo wcale nie słał od razu misjonarzy, nie rozbudzał zapału misyjnego kierunkowanego na wschód Europy. W czasach Mieszka I było to zapewne tylko kilku duchownych przy dworze. Naukowcy nie odnajdują także śladów jakiejś szaleńczej walki z pogaństwem.

Jednak... Owszem, w Gnieźnie mogło dojść do takiego zdarzenia - ze względu na to, że było "stolicą", a raczej naczelnym grodem, i mógł być przeprowadzony taki akt ostentacyjnego, symbolicznego zerwania z pogaństwem. Z drugiej jednak strony... dlaczego pierwsze (misyjne} biskupstwo na naszych ziemiach powstało w roku 968 w Poznaniu, nie w Gnieźnie? Wśród możliwych przyczyn, o jakich słyszałem, jest i taka, że Gniezno było zbyt znaczącym i silnym ośrodkiem kultu pogańskiego, a Mieszko wcale nie był aż takim radykałem i może nie chciał konfliktu religijnego. Możliwe też, że cale nie rugował pogaństwa, bo najpierw chciał tą nową religię niejako "przetestować"? Kto wie. Warto się także zastanowić, dlaczego Kościół katolicki nie wyniósł potem Mieszka I "na ołtarze", jak to czynił nieraz z władcami, którzy zaprowadzili w swych krajach chrześcijaństwo. Być może właśnie nie widziano w nim nawrócenia i gorliwości w nowej wierze. Być może był w istocie... zbyt pogański na zostanie "świętym". 

Nie jestem historykiem, ale słucham i czytam historyków, i myślę - dużo i samodzielnie, i lubię pokombinować sobie jak chodzi o historię jak było lub jak być mogło. No i w tym punkcie, na tej legendzie, "drogi myślenia" mi się rozjeżdżają. Zamiłowanie do historii prowadzi mnie w kierunku: wątpię, by tak było. Zamiłowanie do legend zaś w kierunku: wierzę, że tak było, lub że tak być mogło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Legenda średzkiej kolegiaty

Środa Wielkopolska to dzisiaj niepozorne, niewielkie miasto. Z wyjątkiem kolejki wąskotorowej nie przyciąga zbyt wielu turystów i szczerze m...