Na zbiórce, na której próbuję gromadzić środki potrzebne na realizację opowieści kamishibai o drodze Bolesława Chrobrego do korony - https://pomagam.pl/7pdhnc - jest pierwsza wpłata. Jeszcze tylko... sto takich i może się to udać! 😉
Zaczynając pracę nad tekstem tej opowieści zrobiłem naprawdę "krok wiary" - że tak to ujmę, używając może nieco wzniosłego, uduchowionego "religijnego żargonu". Zacząłem pisać, mając nadzieję, że uda się to zrobić. To, co się już na pewno udało to napisać pierwszą część - opisać przybycie, misję i śmierć męczeńską biskupa Wojciecha. Poszło to stosunkowo łatwo, gdyż wiadomo o tym wiele i sam "nasiąkłem" przez laty wiedzą i opowieściami o życiu św. Wojciecha - i jako Gneźnianin, i jako miłośnik historii i jako dziennikarz - niegdyś nawet katolicki, archidiecezjalny. Po prostu nie mogłem nie znać dość szczegółowo jego życia i misji, więc poszło dość łatwo.
Teraz powoli powstaje druga część. Opowiadam w niej o Zjeździe Gnieźnieńskim. Oczywiście historia też znana - mnie także w stopniu, jak sądzę, dostatecznym. Wymaga już jednak więcej skupienia i badania, starań by jak najlepiej oddać to, co się zdarzyło. Niewątpliwie - wraz z Ottonem II i legatem papieskim, kardynałem Robertem - trafiło do Gniezna oficjalne pismo papieskie - bulla - o "wyniesieniu na ołtarze" biskupa i męczennika Wojciecha i o utworzeniu pierwszej metropolii na ziemiach polskich, o mianowaniu na godność arcybiskupa brata wojciechowego, Radzyma. Niestety, nie zachowała się ona, ale przecie musiała być przy podjęciu decyzji tak ważnych!
Właściwie o zjeździe... nie wiemy zbyt wiele, źródła są nadzwyczaj skąpe. Mamy opis u Galla Anonima, ale skupia się on bardziej na religijnych aspektach (w końcu mnich!) i na blichtrze, jakim olśnił cesarza Bolesław Chrobry (bo kronika miała służyć pokazaniu władzy i potęgi Piastów!). Opisy bogactwa Chrobrego i jego księstwa oczywiście przesadzone, jak i pewnie zachwyt cesarza, bo... tak zwykło się "nadymać" dumnych i spragnionych wielkości władców, możnych - wywyższać kraj. Myślę, że w istocie wszystko było dużo skromniejsze, niż wynikałoby to ze słów zacnego kronikarza nieznanego imienia. Ale z pewnością było to godne przyjęcie, i Chrobry urządził wszystko... według staropolskiej zasady "zastaw się a postaw się". I na pewno mogło to zyskać uznanie i szacunek cesarza.
Trudnością dla mnie jest... moje ogromne zamiłowanie do historii, do przemyśleń i do mówienia o tym wszystkim, co jest dla mnie interesujące i ważne. Tak, jak tutaj. 😉 I chciałbym opowiedzieć wszystko jak najdokładniej. Tylko... boję się, że może być to opowieść zbyt długa i zawiła, a przez to nużąca. Doświadczeni bajarze zaś mówili mi nieraz, by wystrzegać się zbyt długiego opowiadania - zwłaszcza gdy opowiada się dzieciom, że najlepiej zamknąć całość w 12 do 15 minutach. Oj! 😂
Być może pokuszę się o stworzenie dwóch wersji: krótszej i prostszej dla dzieci, dłuższej zaś i bardziej dokładnej, wypełnionej treścią dla tych ciut (a pewnie i sporo) starszych. Dużym wyzwaniem jest dla mnie na pewno odpowiednie "wyważenie" całości - by tej wiedzy było nie za wiele, nie za mało, ale "akuratnie" i w pełnym dostosowaniu do odbiorcy. Najtrudniej mi z pewnością dostosować to, schodząc do poziomu dziecka, by było to dla tych najmłodszych ciekawe i zrozumiałe. Wydaje mi się, że znacznie łatwiej mi przychodzi napisać bajkę, niż prawdziwą historię!
Mam takie skłonności, by opowiedzieć wszystko, jak najdokładniej i... "ozdobnie". W opowieści nie musi być jednak przecież wszystko zawarte! O wiele więcej można przecież przedstawić poza nią, po skończeniu przedstawienia, w luźnej rozmowie, dialogu opowiadacza ze słuchaczami, jeśli będą do tego chętni. A chętni nieraz się znajdują i po naszych "kamishibajaniach" - zamiast odpocząć - "mielimy językami" dalej, często odpowiadając na pytania, wymieniając się myślami i różnymi spostrzeżeniami. A więc nie wszystko opowiedzieć, ale... co wybrać? z czego zrezygnować? To jest dla mnie ogromna trudność i na pewno będą wokół tego liczne i bolesne rozterki serca i umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz