poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Mój mały wielki skarb

Zaliczam się do ludzi o szerokich zainteresowaniach. Jestem zakochany w opowieściach. Jestem też zakochany w ziemi i ludziach. Z przyczyn oczywistych najbliższy jest mi mój region - Gniezno i okolice. Bardzo lubię wyprawy w teren, rozkoszowanie się pięknem i historią tej mojej "Małej Ojczyzny". Bardzo lubię też czytać, zagłębiać się w niej poprzez słowa o niej napisane. Niekiedy więc szperam tu i ówdzie za jakimiś ciekawymi publikacjami. Nie przerażają mnie wieluset stronicowe księgi napisane przez wielkich znawców, ale nie gardzę też drobnymi, broszurowymi pozycjami napisanymi przez ludzi o wiedzy nie tak wielkiej, ale o wielkim sercu rozmiłowanym w regionie. Tacy właśnie "nieznaczący" potrafią wyłapać ciekawe wątki, które umykają tym wielkim.

Tak właśnie pewnego dnia natrafiłem na tą oto - skromną, niespełna 48-stronicową - książeczkę. Akurat nie szukałem wcale literatury, lecz map, ilustracji i informacji o jeziorach Powidzkim i Niedzięgiel, którymi to okolicami żywo się interesujemy jako Grupa Bajarzy "WędrujeMY". Cena nie była wprawdzie "okazyjna", ale miałem przeczucie, że warto. I... sprawdziło się.

Autor - zdjęcie z książki
Autor to człowiek "tutejszy", żyjący - mam nadzieję, że wciąż ;) - nad jez. Niedzięgiel i prowadzący agroturystykę. Odnoszę wrażenie, że książeczkę wydał głównie dla swoich gości i by zachęcić do przyjazdu. Zawarł w niej podstawowe informacje geograficzne, przyrodnicze i historyczne. Te przeczytałem z umiarkowanym, lecz życzliwym, zainteresowaniem. Ale... znalazły się tam także miejscowe bajania, określone hasłem "dziedzictwo kulturowe wsi" - więc  historie opowiadane z pokolenia na pokolenie przez dziesiątki lub nawet setki lat! I tu, rzecz oczywista, zaczęło być dla mnie wprost... bajecznie! ;) No bo jak? ;)

Nie ma tych opowieści wiele - ledwie pięć, zawartych na kilkunastu stronach. W tym jedna zdająca się być w ogromnej części wymysłem autora (chociaż zapewne oparta na tradycyjnych przekazach), a reszta o mocnym charakterze starych, ludowych i niesamowitych opowieści. Prawdziwe, lokalne bajania, których nie spotkałem w żadnych publikacjach poświęconych wielkopolskim legendom i baśniom! Czy już rozumiecie zachwyt, w jaki popadłem? Zupełnie nie przeszkadzało mi, że zapisane zostały prostym językiem - tak, na ile stać było autora.

Szczególnie przypadły mi do gustu dwie spośród tych opowieści. Pierwsza to baśń o dzielnym rybaku Niedzięgielu, od którego wzięło swe imię jezioro. To ciekawa historia, mocno zakorzeniona w czasach pogańskich - najpewniej opowiadana w tych okolicach od setek lat. Wydają się w niej pobrzmiewać echa prawdziwych lokalnych wierzeń sprzed tysiąca lat. Mamy w niej ciekawego bohatera, który po śmierci pomaga mieszkańcom swej osady w rybaczeniu, w walce o przetrwanie. I spodobała mi się też opowieść zupełnie inna, pogodna - o zabawnym diable Metlywku.

Obie te postacie urzekły mnie tak bardzo, że zabrałem się do pracy nad własnymi wersjami obu tych opowieści. Zapis ten stał się dla mnie jakby "gliną", z której zacząłem lepić opowieści - przekształcając i dodając wiele od siebie. W "Niedzięgielu" starałem się mocno ożywić osadę rybaków i ich postacie. Pozwoliłem sobie też na poważny eksperyment na głównym bohaterze - pokazując jak człowiek mógł się stać jakby pół-bogiem, otaczanym kultem. O tym jednak przy innej okazji. A Metlywka zamieniłem z "szykownego diabła" w zabawnego, niesfornego i w gruncie rzeczy bardzo sympatycznego diablika. Tak więc powstały w dużej części nowe, autorskie opowieści, stworzone na bazie owego lokalnego dziedzictwa kulturowego.

Takie niewielkie publikacje potrafią być naprawdę wielkimi skarbami. I jestem autorowi tej książeczki bardzo wdzięczny za wykonaną przez niego pracę - i oczywiście nie mam zamiaru zbierać sam całej chwały za te bajania, o ile na taką zasłużę własną pracą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Legenda średzkiej kolegiaty

Środa Wielkopolska to dzisiaj niepozorne, niewielkie miasto. Z wyjątkiem kolejki wąskotorowej nie przyciąga zbyt wielu turystów i szczerze m...