środa, 26 marca 2025

Przeginia i Tęcza

Legenda z Ziemi Krakowskiej, o założeniu miejscowości Przeginia (obecnie dzielącej się na dwie części: Przeginia Duchowna i Przeginia Narodowa) i zamku Tęczyn. Za Edmund Jezierski "Legenda polska" (Warszawa, 1931).

---------- 

    Dawno już, bardzo dawno temu żył pewien rycerz. Za młodu wsławił się walecznością w wojnach
bolesławowych, na starość zaś osiadł w swym dworze modrzewiowym, wspominając czasy dawnej chwały.
    Miał on dwie córki: Przeginię i Tęczę, które kochał bardzo, choć były zupełnie różnych usposobień. Przeginia, różowa i jasnowłosa, była dobrą i cichą dzieweczką; dni całe spędzała krzątając się po domu lub odwiedzając chorych, dla których hodowała w ogródku swym różne zioła lekarskie. Słodka i łagodna, gotowa była do wszelkich ofiar, gdy chodziło o uszczęśliwienie swego otoczenia.    
    Czarno-włosa Tęcza zaś, smukła jak górska jodła, nad wszystko kochała się w rycerskich rozrywkach i trudach. Gdy Niemiec groził wojną, przywdziewała twardy pancerz i stawała do boju pospołu z rycerstwem. W spokojnym czasie dni całe spędzała na łowach, bo nie obce jej były oszczep, ni kusza.
    Siostry kochały się bardzo, ale różność usposobień wywoływała między nimi częste sprzeczki.
    – Jesteś okrutna! – mówiła nieraz z wyrzutem Przeginia, słysząc siostrę, opowiadającą z zapałem o bitwie i rozlewie krwi. – Zdaje mi się, że gdyby zabrakło tu Niemców, pojechałabyś szukać ich gdzieś daleko, byle móc ich zabijać lub brać łupy
    – Tybyś znów oddała im zamek nasz, ziemie, może i nas wszystkich w niewolę, gdyby cię tylko o to prosili, bo bałabyś się, że im odmową zrobisz przykrość – szydziła Tęcza i oddalała się z głową dumnie podniesioną, przekonana o swej wyższości.
    Stary rycerz martwił się bardzo, słysząc spory córek, i pewnego razu, przywoławszy obie do siebie, rzekł:
    – Moje dzieci, z przykrością słucham waszych ciągłych swarów! Wasze natury i usposobienia są zupełnie niepodobne do siebie, ja stary już jestem, więc lękam się, że gdy mnie kiedyś zabraknie, drobne wasze sprzeczki i nieporozumienia zmienić się mogą w trwałą niezgodę, a nawet nienawiść. Ta myśl straszna nie daje mi spokoju, postanowiłem też zapobiec temu.
    Tobie, Przeginio, daję dwór nad Wisłą, pośród srebrnych topoli stojący, otoczony polanami i łąkami żyznemi. Tam będziesz miała poddostatkiem zboża dla siebie i trawy dla twych trzód, nie zabraknie ci nigdy lnu do przędzenia, ni ziół dla chorych; sądzę, że będziesz się tam czuła zupełnie szczęśliwą!
    Ty, Tęczo, dostaniesz warowne zamczysko wśród borów i skał. tam wojny i łowów użyjesz do syta; zgraje Niemców podchodzą nieraz pod same mury zamku, w lasach zaś jest mnóstwo zwierzyny wszelakiej; więc mieć będziesz to, co lubisz nad wszystko. Rozdzieliłem was umyślnie i tak musi być dopóty, dopóki obie nie nabierzecie przekonania, że jedna bez drugiej nic nie znaczy i rady sobie nie da.  
   
– Och! To chyba nigdy nie nastąpi! – zawołały jednocześnie obie siostry.
    Rycerz uśmiechnął się zagadkowo i zdania nie zmienił, a na prośby córek, by zamieszkał z którą z nich, odpowiadał przecząco, twierdząc, że mógłby mimowoli wpłynąć na usposobienie jednej lub drugiej, tego zaś nie chce, bo tylko własne przekonania mogą być trwałe i pewne. 

    Niebawem córki, posłuszne woli ojca, rozjechały się w dwie przeciwne strony: Tęcza do warowni Przeginia zaś do swego dworu nad Wisłą. Tam była w swoim żywiole. Przebiegała pola i łąki, odwiedzała chorych lub sypała ziarno gołębiom, które niebawem obłaskawiła tak, że siadały jej na ramionach. Wieczorem zasiadała wśród dziewcząt służebnych z kądzielą w ręku, pękiem świeżego lnu owiniętą, przędła z niemi, śpiewała i szczęśliwą się czuła, nie słysząc szyderczych uwag siostry. To też nieraz powtarzała w duchu, że ojciec żartował chyba, mówiąc, iż jedna bez drugiej rady sobie nie da. 
    Tęcza nie nudziła się także. Lasy, otaczające zamek jej, były rozległe i pełne zwierza, polowała więc z zapałem. Zamek wzmocniła tak, że stał się niezdobytą prawie warownią, a oddziały Niemców, które w swych wycieczkach zapędziły się w pobliże jej siedziby, wycinała w pień. Nic też dziwnego, że tłumy rycerzy i knechtów niemieckich pałały ku niej srogą nienawiścią i często przychodziło do starć krwawych z których waleczna dziewczyna wychodziła zawsze zwycięsko.
    Myślała sobie nieraz, że gdyby Przeginia z nią była, umarłaby chyba z trwogi i niepokoju, wspominała potem słowa ojca, że jedna bez drugiej nic nie znaczy - i uśmiechała się z niedowierzaniem.
    Wkrótce jednak miały się przekonać, jak słusznym było zdanie starego rycerza. 
    Niemcy w łupieskich wyprawach podchodzili często pod sam dwór nad Wisłą, niszcząc ziemię Przegini, a co gorsza, wycinając jej ludzi, którzy, jako kmiecie spokojni, nie mogli stawić im czoła, zwłaszcza bez wodza. Z czasem najazdy wroga stawały się coraz zuchwalsze; wpadano nocą do wsi i porywano dzieci, by je potem na knechtów wychować. Ten i ów porwał się do obrony, ale sam nie mógł nic poradzić, a nie było głowy, któraby tem pokierowała. Przeginia zalewała się łzami, widząc nieszczęścia swego ludu, cóż jednak miała robić?  Nie miała odwagi, ni siły by mierzyć się z wrogiem na polu bitwy, jak Tęcza, postanowiła zatem udać się do ojca i u niego zasięgnąć rady. Powziąwszy to postanowienie, nie namyślała się długo, tylko nazajutrz rankiem z garstką wiernych sług wyruszyła w drogę, i nad wieczorem zamajaczyły przed nią mury ojcowskiego zamku. Zbliżając się do bramy, usłyszała tętent za sobą, i niebawem dopędziła ją Tęcza, na czele kilkunastu jeźdźców. Spieszyła widać bardzo, bo zbroja jej cała okryta była pyłem, a z konia spadała płatami piana.
    Siostry, przywitawszy się, razem wjechały do zamku i niebawem znalazły się w objęciach ojca, który wyszedł powitać niespodziewanych gości. Zaledwo weszli do świetlicy, Przeginia wybuchnęła płaczem.
     – Ach, ojcze! – zawołała. – Jestem bardzo nieszczęśliwa! Wróg nas napada, krzywdzi mnie i mój lud, a niema nikogo, coby nas przed nim obronił. Cóż nam z tego, że chleba mamy do syta, że nie brak nam miodu ni mleka, kiedy Niemiec zabija rodzinom ojców i braci, lub porywa dzieci niewinne, by je wychować na wrogów naszej ziemi!
    Tęcza cały ten czas milczała ponuro, a oczy jej patrzyły smutno z pod czarnego szyszaka.
     – A ty, czy powiesz mi to samo, co Przeginia? – zapytał rycerz, zwracając się do niej.
     – Ja się Niemców nie lękam! – odparła dumnie. – Niejeden jeszcze zginie pod kopytami mego konia; inna rzecz mnie trwoży. Lud mój cały wciąż na polu bitwy, niewiasty pielęgnują rannych. a niema kto siać, orać, pola leżą odłogiem i gdy zmęczeni, głodni wracamy do domu, nieraz niema co jeść. Zwierzyna często nie wystarczy na tylu ludzi, a chleba niema! Poradź, ojcze, co mam robić?
     – Rada na to jest łatwa: zastanówcie się tylko dobrze, co każdej z was najwięcej dolega. Przeginia ma poddostatkiem ludzi do uprawy pól i chleba wbród, brak jej tylko kogoś, ktoby silną dłonią powstrzymał najeźdźców i bronił ją przed nimi. Tęcza wroga się nie lęka i śmiało staje z nim do walki, chciałaby tylko, by ktoś zabezpieczył od głodu ją i jej wojowników. Pomyślcież teraz, jak temu wszystkiemu zaradzić?
    Siostry spojrzały na siebie i nagle Przeginia otarła oczy, a Tęcza rozsunęła brwi i spojrzała wesoło.
    – Wiemy już, wiemy!  – zawołały obie. – Teraz rozumiemy to, coś nam mówił, ojcze, że jedna bez drugiej rady sobie nie da!
     – Zaraz od jutra zajmę się uprawą twych pól, by tobie i twoim ludziom nie brakowało żywności! – rzekła Przeginia.
    – Ja znów postaram się nas obie zabezpieczyć od napaści Niemca i zdaje i się, że podołam temu!  – zawołała Tęcza z lekką przechwałką.
      – Ja zaś jestem szczęśliwy, widząc was w zgodzie - zakończył ojciec. – Pamiętajcie, że choć każda z was ma przymioty bardzo wielkie, tylko połączywszy je razem, możecie być pewne dobrych skutków. Na cóż się przyda największa dobroć i praca, gdy nie umiemy stawić czoła niebezpieczeństwu i siły siłą odeprzeć? Odwaga zaś i waleczność nic nie znaczy, gdy brakuje rąk do pracy!

----------

Jakże piękna jest ta legenda, i jakże mądra! Cudownie jest, gdy różne wartości - kulturowe, historyczne i wychowawcze - tak harmonijnie łączą się w jedno. To zapewne w dużej mierze zasługa autora, pana Jezierskiego, któremu wyraźnie na sercu leżało, by edukować i wychowywać młode pokolenie, by być mentorem dla swoich czytelników. I świetnie mu się to, jak widzę, udawało. Ciekawy jestem, w jakiej formie była opowieść bazowa, na której się oparł, i ile w nią tak naprawdę wniósł od siebie. Trudno mi to oszacować, bo nie znam tych źródeł, a i sama legenda wcześniej nie była mi znana. Oczarował mnie nią całkowicie!

Szukając dalszych wiadomości, natrafiłem na zupełnie odmienną jej wersję. Ks. Wincenty Smoczyński w swojej książce pt. "Kartka z dziejów Tęczyna" (Kraków 1888) podaje ją w następującej formie:

 

Nie ma w niej ani śladu literackiego polotu, ani walorów wychowawczych, ani... No, w każdym razie jest ubożuchna w porównaniu z dziełem Edmunda Jezierskiego i... mało ciekawa w sumie. Nie jest też zapisana w tej książce jako miejscowe podanie, lecz autor dokonał próby takiego jej "ubrania", żeby wydawała się faktem historycznym, włącznie z podawaniem dat i imion. No cóż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Legenda średzkiej kolegiaty

Środa Wielkopolska to dzisiaj niepozorne, niewielkie miasto. Z wyjątkiem kolejki wąskotorowej nie przyciąga zbyt wielu turystów i szczerze m...