piątek, 7 marca 2025

Cenniejsze niż złoto

Szczęście... Chyba każdy go pragnie, ale czy wiemy, czym ono jest i gdzie je można znaleźć? Myślę, że większość - a może niemal wszystko z tego - co gotowi jesteśmy uznać za szczęście i czego pragniemy, jest tylko ułudą! A to, co najważniejsze, jest tak zwyczajne, tak blisko i takie najprostsze, że... nie dostrzegamy tego! Mówi o tym piękna opowieść, którą znalazłem na kartach książki Piera d'Aubigny "Ślady" (Wydawnictwo Palabra, Warszawa 1997). Byłem pod tak wielkim jej wrażeniem, że stworzyłem własną jej wersję, znacznie rozwijając oryginalną historię. Zachęcam do przeczytania i przemyśleń!

----------

  W pewnej wsi, gdzieś niemal na końcu świata, żył bogaty gospodarz. Zgromadził on tyle bogactw, że mógł się uważać za najbogatszego ze wszystkich. Sąsiedzi spoglądali z zazdrością na jego dom, wielką stodołę i zagrodę, w której było wiele krów, owiec i kóz. Miał on piękną i gospodarną żonę, dzieci oraz parobków, którzy pracowali na jego polach.

  Jego sakiewka była pełna pieniędzy. Postanowił więc: "Kupię sobie muła, będzie mi wygodniej, niż chodzić wciąż piechotą". Jak pomyślał, tak też uczynił. A gdy muł już znalazł się w jego zagrodzie, pomyślał: "Mam muła i mam pieniądze. Mam żonę, która tak dobrze gospodarzy i pracowitych parobków. Nie muszę więc siedzieć na gospodarstwie - chętnie zobaczę trochę świata!" Tak też uczynił.
  Pewnego dnia pożegnał żonę i dzieci i, wyruszywszy w podróż, przybył do kraju o wiele bogatszego, niż jego kraina i ujrzał dom o wiele piękniejszy od własnego.
- Czyj to dom? - spytał kogoś z miejscowych. - Czyżby jakiegoś wielkiego księcia?
- To jest dom najbogatszego człowieka w tym kraju - brzmiała odpowiedź.
"Taki dom! Gdzież mojemu domu do niego!" - pomyślał wędrowiec i bardzo posmutniał.
  Wrócił w swoje strony i tak ciężko pracował, harował, zapracowywał się, odkładał grosz do grosza, dukat do dukata. Wreszcie po latach mógł wybudować sobie siedzibę taką, jak tamta, którą podziwiał. Pieniędzy starczyło także na konia i wygodny wóz. Mając to wszystko, uśmiechnął się i powiedział: "Osiągnąłem swój cel. Mam już dwór i wspaniałe gospodarstwo, i kufer pieniędzy - których  wszyscy mogą mi zazdrościć. Mogę też godnie ruszyć w świat - wszyscy będą widzieć, jaki PAN jedzie!"
  Jak postanowił, tak i uczynił. Pojechał do wielkiego miasta. Zbliżywszy się do niego, zatrzymał się i spojrzał oniemiały. Okalały je bowiem wysokie mury z siedmioma bramami, a nad dachami górowało wiele wież o lśniących hełmach. Gdy wjechał do miasta, bardzo jednak posmutniał. Takich domów, jak jego własny, stało tam bowiem setki, a dziesiątki innych było znacznie wspanialszych od jego siedziby. A cóż dopiero pałac króla! "Nawet gdybym pracował przez całe swoje życie, dzień i noc, z takim bogactwem współzawodniczyć nie mogę!" - pomyślał ze smutkiem.
 
  Kiedy wracał do domu, smutny i przybity, złamało się koło w jego wozie, a wóz rozbił się na drodze. Pojechał więc dalej konno, ale nie ujechał daleko, a koń padł ze zmęczenia. Nie pozostało mu więc nic innego, jak tylko pójść dalej na piechotę. Szedł i szedł. Zmrok już zapadł, a nie zaszedł do żadnej wsi, ani nawet nie napotkał samotnej zagrody. Gdy już myślał, że przyjdzie mu spać pod gołym niebem, pod jakimś drzewem czy krzakiem, ujrzał w dali niewielkie światełko migoczące w ciemności. Gdy zbliżył się, zobaczył małą, biedną chatkę - zwykłą lepiankę, krytą trzciną. "Gdzie tam temu do mego domu, ale dach nad głową i ognisko - tego trzeba w taką ciemną noc!" - pomyślał. Zapukał i wszedł...
 
  W chacie tej żył ubogi pustelnik, którego wszyscy w okolicy podziwiali i nazywali "świętym". Wędrowiec, pokłoniwszy się gospodarzowi i poprosiwszy o nocleg, rozejrzał się po wnętrzu chatki, ledwie ledwie rozświetlonym przez płomień lampy. Było które było niemal puste - tylko stół, ława do siedzenia i leże ze słomy. Powietrze było przesycone zapachem starości i polewki z pokrzyw, gotującej się na niewielkim ognisku.
- Kim jesteś i czym się zajmujesz, że mieszkasz w tak nędznym domostwie? Tam, skąd przychodzę, byle chłop żyje w o wiele lepszym domu, a mój dom jest najwspanialszy w całej wsi! - zagadnął eremitę.
- To mi w zupełności wystarcza! - odrzekł pustelnik. - A ty dlaczego nie jesteś szczęśliwy?
- Nie jestem szczęśliwy? Czy to naprawdę tak widać, że od razu poznałeś?
- Widać to po twoich oczach! - powiedział pustelnik. - Pragną one i szukają czegoś, czego tu nie ma: bogactwa!
- Mój przyjacielu! - powiedział wędrowiec - byłem ja w świecie i widziałem takie bogactwa, o których ci się nie śniło! Mury i kościelne wieże błyszczące miedzią i złotem. Wysokie domy, kryte glazurowaną czerwoną dachówką. Kobiety w pięknych sukniach i panów we wspaniałych karetach. Widziałem bogate kramy i słyszałem, jak brzęczy złoto, którym tam płacąc, mogą posiąść wszystko. Widziałem nawet pałac króla! Nie wyobrażasz sobie, jak wspaniale jest być bogatym!

  Pustelnik słuchał opowieści ze smutnym uśmiechem na twarzy. W końcu się odezwał:
- Czy o zmroku zauważyłeś świetliki na łąkach? Łudzą się swą wspaniałością i myślą, że opromieniają cały świat. Jednak ich pycha znika, gdy na niebie pojawiają się gwiazdy, bo te są znacznie wspanialsze od nich. Jednak i gwiazdy sądzą, że nie ma nic ponad nie wspanialszego, i że to one rozświetlają niebo. Bledną jednak ze smutkiem, gdy pojawia się księżyc. Także księżyc łudzi się, że to on zalewa ziemię swoim światłem. Jednak wówczas, gdy wschodzi słońce,on blednie i staje się ledwie widocznym. Wierz mi, że gdyby ci, którzy szczycą się swoim bogactwem i nigdy nie czują się dość nasyceni, pomyśleliby o tych prostych sprawach, odnaleźliby stracony uśmiech.
  Wieśniak uśmiechnął się, ale na jego twarzy jeszcze pozostała odrobina smutku, bo wiele wspaniałości oglądał i bardzo pragnęło ich jego serce. Ujrzawszy to, eremita powiedział:
- Czy wiesz, przyjacielu, że w porównaniu ze mną jesteś wielkim panem, królem?
- Och, bez przesady! To prawda, że ty mieszkasz w ubogiej chatce, a ja mam dom z bali, z pokojami - a w każdym z nich stoi piec i piękne meble. Mam też sporo dukatów dobrze ukrytych, ale...
- Nie o tym mówię - przerwał mu pustelnik, po czym wziął do ręki lampę i przysunął ją bliżej swego starego, wynędzniałego ciała, by płomień je oświetlił. Wędrowiec ujrzał, że starzec nie ma nóg. Uśmiechnął się, ale i zapłakał. A rano poszedł w kierunku swej wsi i domu - poszedł SZCZĘŚLIWY!
 
----------
 
Opowieść tą zaprezentowałem na żywo, jeden jedyny raz (przynajmniej jak dotąd) podczas "Nocy 1001 Baśni" w CK Zamek w Poznaniu.
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Legenda średzkiej kolegiaty

Środa Wielkopolska to dzisiaj niepozorne, niewielkie miasto. Z wyjątkiem kolejki wąskotorowej nie przyciąga zbyt wielu turystów i szczerze m...