czwartek, 10 kwietnia 2025

O wiedźmach... myśli kilka

Kocham baśnie, mity i legendy... Ale też fascynuje mnie wszystko, co w jakiś sposób się z tym światem fantazji wiąże. Baśń to nie tylko tekst - czasem jest to... obraz, który zawiera w sobie jakąś opowieść, a przynajmniej jej fragment. Wpadł mi w oko właśnie taki obraz, znaleziony na Facebooku:

Źródło: Bieszczadzki Uniwersytet Ludowy / Facebook

Jakiś - nie znany, nie opisany - artysta ludowy ukazał na nim Babę Jagę tańczącą do muzyki, którą wykonuje chłop grający na dudach. "Baba Jaga" stała się dla nas praktycznie synonimem do słowa "czarownica". To jednak nie tak, że każda czarownica słowiańska była Babą Jagą - ta wywodzi się bowiem z rusińskich wierzeń ludowych i, chociaż pojawia się w różnych miejscach i w różnych opowieściach, zdaje się być konkretną osobą, nie dowolnie wziętą czarownicą, bo czarownic było wiele, a wydaje się, że Baba Jaga tylko jedna. Tak myślę - chociaż może dlatego, że konkretnie nazwana, nosząca konkretne imię?
 
Czarownice z jednej strony wzbudzały lęk, z drugiej zaś niewątpliwie fascynowały ludzi. Zwano je pierwotnie raczej "wiedźmami" - czyli kobietami wiedzącymi. Pewnie można je nazwać szamankami, albo i kapłankami dawnych bóstw słowiańskich. Możliwe, że łączyły wiele funkcji. Kojarzą nam się głównie z praktykami magicznymi, z rzucaniem lub zdejmowaniem czarów, uroków. Zapewne także wróżyły czy uprawiały jasnowidzenie - zyskując "wiedzę", czy raczej wizje tego, co ma się zdarzyć, losów, czy to poszczegołnych ludzi, czy to społeczności. Niewątpliwie przy tym miały niemałą wiedzę rzeczywistą. Na pewno znakomicie znały się na roślinach i grzybach - choćby tych leczniczych czy trujących - czy też... zapewne miały i zdolności, które dzisiaj nazwalibyśmy psychologicznymi, znały naturę ludzką oraz sposoby wywierania wpływu, psychomanipulacji. Tak sądzę.
 
Czy były samotnicami, jak to nam się zwykle pokazuje w bajkach? Być może stanowiły swoisty "zakon pustelniczy" z własnymi regułami i obrzędami? Samotność pustelnika z pewnością tworzy wokół niego "aurę" tajemniczości i wyższości ponad zwykłego śmiertelnika - kogoś pomiędzy niebem a ziemią, ludźmi a bogami i duchami. Miały zapewne wzajemne kontakty, może nawet zgromadzenia. Myślę, że bajania o "sabatach czarownic" są jakby formą zbiorowej pamięci o takich właśnie tajemnych spotkaniach i obrzędach, dostępnych jedynie wybranym. Niewątpliwie była to kasta pilnie strzegąca swoich tajemnic i własnej reputacji, jako osób niejako łączących świat ludzi ze światem duchów, świat realny ze światem magicznym. Taka pozycja, nawet zabobonny lęk wśród ludzi, dawały im z pewnością niemałą władzę w ówczesnym społeczeństwie. Myśląc o czarownicach i czarownikach (o tym za chwilę) mam takie skojarzenie z... celtyckimi druidami, tworzącymi właśnie jakby swoisty zakon czarowników - kapłanów.
 
Właściwie o wiedźmach słowiańskich praktycznie nic nie wiemy - możemy się tylko domyślać. Jedyne praktycznie źródła jakie mamy o tych dawnych praktykach są im wrogie - są zapisami stworzonymi przez kler katolicki. Wiemy, jakie były poglądy i co czyniono z osobami oskarżonymi o czary. Przy czym głównie oskarżano kobiety, które były ogólnie pogardzane w katolicyzmie, starczy poczytać niektóre dzieła dawnych teologów katolickich! To kobieta (Ewa) uległa pokuszeniu w raju i przyczyniła się do grzechu mężczyzny (Adama) - i to kobiety były najczęściej oskarżane o "konszachty z diabłem" i "czarostwo", w czym przejawiała się głęboka mizoginia, wzgarda wobec kobiet w ówczesnym społeczeństwie. Wydaje się, że w pogaństwie, chociaż również "patriarchalnym" w naszej kulturze, były postrzegane i traktowane chyba lepiej, miały wyższą pozycję i wpływy, niż potem w Kościele. Wydaje się, że wiedźma - szamanka i kapłanka - wzbudzała zabobonny lęk, ale i... szacunek.
 
No właśnie, mówimy o "czarownicach", "wiedźmach", ale... czy rola ta była przypisana tylko do płci niewieściej? Nie sądzę... Z kolei funkcję kapłana pogańskiego zwykle przypisuje się mężczyźnie. Niby dlaczego właściwie? To nasze... katolickie przyzwyczajenia. Czy czarownice i kapłani byli osobnymi grupami / kastami, czy też jedną? Niestety, nie wiemy - bo nie zachowały się żadne informacje, bo nasi przodkowie - no, niestety! - nie znali pisma, a ci, którzy to pismo przynieśli, i którzy być może wiele się o życiu naszych przodków dowiedzieli, nie mieli żadnego interesu w tym, by wiedzę tą zachowywać dla przyszłych pokoleń, bo była... pogańska, więc traktowana ze wzgardą, skazana przez nich na zagładę.
 
Być może czarownice były tymi, które w średniowieczu najdłużej zachowały "dawną wiarę", lub choćby jej resztki? A ich "paktowanie z diabłami"? Być może wiele tzw. "diabłów polskich" to w gruncie rzeczy jakiś obraz, wspomnienie, cień dawnych bóstw lub demonów czy "pół-bóstw" ludowych...  

Czarownice (że pozostanę przy kobietach) wzbudzają "dreszczyk" - bo dzisiaj przecież nie lęk, jesteśmy ludźmi racjonalnymi przecież - i fascynują także i dzisiaj. I jako element fantastyki ludowej, i jako rzeczywiste ofiary dawnych procesów o czary - to "czarna karta" i Kościoła katolickiego, i Reformacji, która jednak przejęła od Rzymu zdecydowanie zbyt wiele w swych poglądach i działaniach w tym zakresie. Fascynują także i mnie. Mają dla mnie ten swój... urok tajemniczości, a także zastanawiam się niekiedy nad ich losami w średniowieczu, nad ich krzywdą, nad machiną terroru, której ofiarą padały. 
 
W moim Gnieźnie nie zachowała się pamięć o czarownicach, ale i u nas odbywały się procesy o czary i egzekucje - wiemy to z dokumentów. Najlepiej udokumentowany jest bodaj proces Doroty Paluszki, z 1619 roku, ale mieliśmy także inne rzekome "czarownice". Może... wolimy o tym nie pamiętać, jako społeczeństwo. Może wolimy myśleć, jacy to nasi przodkowie byli "zawsze wspaniali" i że byliśmy "krajem bez stosów" - co jest mitem, chociaż faktycznie prześladowań u nas było mniej, mieliśmy nawet odwagę przeciwstawiać się rzymskim papieżom i ich naciskom. O tych procesach o czary - w znacznej mierze z Gniezna właśnie - pisze w swojej książce "Czarownicom żyć nie dopuścisz" prof. Jacek Wijaczka (i wiem, że powstaje kolejna jego książka, także z historią z Gniezna, na którą już z niecierpliwością ogromną czekam!). 
 
Z przekazów ludowych zaś zachowała się tylko jedna wzmianka z okolic Gniezna - o "drzewie czarownic" w Jankowie, na którym rzekomo zwykły przesiadywać wiedźmy pod postacią kotów. A i to wątek wierzeniowy dzisiaj już zupełnie zapomniany, odnotowany bodaj jedynie przez Ottona Knoopa, gdzieś na przełomie XIX i XX wieku. Na "Szlaku Legend" Powiatu Gnieźnieńskiego są też "Zielarki z Gorzuchowa" - jest to jednak wydarzenie historyczne, z XVIII wieku, które legendą obrosło (opowiada się o rzekomych duchach w miejscu stracenia kobiet oskarżonych o czary). Myślę, że warto o tym opowiadać, przypominać te nasze "wiedźmy" - i z folkloru, i z tragicznych dziejów...
 
Fascynują mnie - jako pasjonata i historii, i baśni - i postacie wiedźm, i ich obyczaje... No właśnie - czy były samotnicami? Nie wiadomo. W średniowieczu zwykle o "czary" oskarżano nie jakieś dziwne pustelniczki, lecz kobiety normalnie żyjące i funkcjonujące w społeczeństwie. To w bajkach mamy ich chatki w lesie, gdzieś w zupełnej głuszy, same zaczarowane i otoczone czarami - bo tak jest bardziej magicznie, tajemniczo i w ogóle... Mogły być to pustelnice czy pustelnicy - ale nie musieli. Nie wiemy... W jakiś szczególny sposób fascynują mnie ich spotkania, które potem nazwano "sabatami czarownic", i związane z nimi obrzędy - które zajmują przecież bardzo szczególne miejsce w bajarskich opowieściach z nimi związanych. Ale o tym jeszcze osobno napiszę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Legenda średzkiej kolegiaty

Środa Wielkopolska to dzisiaj niepozorne, niewielkie miasto. Z wyjątkiem kolejki wąskotorowej nie przyciąga zbyt wielu turystów i szczerze m...