Bajarz w zasadzie posługuje się po prostu fantazją. I nie musi się trzymać faktów - może wziąć z nich tyle ile chce, albo zaczerpnąć od innych bajarzy, albo wyssać sobie z palca. A jeśli chcę opowiadać fakty - czego się właśnie podjąłem - to... czy jest to bajarstwo? Najlepiej czuję się w baśniach i legendach - więc właśnie jako bajarz. Jak chodzi zaś o koronację Chrobrego; czy szerzej: drogę Chrobrego do korony, to...
...raczej pewnie pasuje mnie nazwać opowiadaczem - to znacznie pojemniejsze określenie. Ja to widzę tak, że każdy bajarz jest opowiadaczem, a nie każdy opowiadacz musi być bajarzem. O Chrobrym chcę opowiedzieć jak najpiękniej i jak najwierniej - poszukując prawdy, próbując się zagłębić w tamte czasy, zrozumieć, domyślić. Jest dużo pracy do wykonania a przy tym...
"Mało casu, kruca bomba, mało casu" - tak mi się z tym kojarzą słowa ze znakomitej polskiej komedii "Vabank II, czyli riposta" (1984). Chciałoby się przeczytać wszystko o królu Bolku i jego czasach, o różnych wydarzeniach, które były na tej jego drodze do godności królewskiej. I pewnie, że jest o tym wiele książek, artykułów, itd. A w nich wiele ciekawych faktów, spostrzeżeń i... gdybań - bo i historycy, gdy nie starcza faktów, zaczynają nieraz "odlatywać", a w dodatku... każdy jakoś w swoją stronę - i jak czytać faktycznie wszystko wszystkich i kiedykolwiek wydane, to możne się wszystko strasznie zakałapućkać - jak się to kiedyś w gwarze lwowskiej mówiło (że wspomnę Szczepcia i Tońcia).
Sprawę komplikują jeszcze dawni... kronikarze. I tak Gall Anonim, opisując Zjazd Gnieźnieński, "pieści" Chrobrego i pisze o koronacji przez cesarza Ottona, ale poza (przesadzonym z pewnością mocno!) przepychem i bogactwem dworu księcia i tego, jak przyjął znakomitych gości, mało konkretów. Za Gallem Anonimem opis zjazdu i włożenia na głowę Chrobrego diademu . korony, mistrz Wincenty Kadłubek. Thietmar zaś bogato opisuje wyprawę cesarza do kraju Polan, ale... nie wspomina nic o koronacji Chrobrego cesarskim diademem. No, był on co najmniej niechętnie do Chrobrego nastawiony. Ze zdumieniem odkryłem, że kolejny nasz wielki dziejopis, Jan Długosz, Zjazd Gnieźnieński, wizytę dostojników Cesarstwa i Kościoła, zupełnie... przemilczał! Pewnym świadectwem przemawiającym za koronacją od cesarza są... monety bite przez Chrobrego, na których już przed rokiem 1025, zgodnie z tym, co pisze Gall Anonim, występuje on w opisie ich jako "rex" - "król". O koronacji w roku 1025 - z wyraźną datą - także dowiadujemy się nie z rodzimych kronik, a z niemieckich.
Tu uwielbienie, zaprawione... bajaniem - tam przemilczenie, zależnie kto pisał i dla kogo, jak się komu wydawało słuszne, jakim celom miało służyć. Nie dziwię się, że historycy... mają kłopot. Nie dziwię się także, że szukając prawdy, nieraz rzeczywiście po omacku, próbując wyrozumieć, domyślić się wielu spraw, popadli też w fantazjowanie. Gdybym miał - według swych chęci - wszystko przeczytać, to... tej opowieści nie byłbym w stanie pewnie stworzyć, a na pewno nie tak szybko i sprawnie, jak sobie tego życzę. Trzeba więc było się zdecydować na jakąś jedną, konkretną pozycję, a przy tym możliwie najbogatszą w fakty, analizy, porównania; zarazem zaś napisaną w sposób przystępny. No i padło na pracę prof. Strzelczyka, jednego z najwybitniejszych naszych mediewistów a zarazem świetnego popularyzatora wiedzy historycznej.
I znów mam dziwne, filmowe skojarzenie. W serialu "Ranczo", który był moim ulubionym przez wiele lat, jeden z bohaterów, Pietrek, zaczyna pisać piosenki i staje się "gwiazdą" wiejskich dyskotek. A o tej swojej "twórczości" mówi: "jak ja je (piosenki) układam, to i one mnie tak trochę układają" (cytuję z pamięci, tak jako-tako). I na pewno ja też tak mam ze swymi opowieściami - ja układam je, one układają mnie. Ta zaś szczególnie - gdyż potrzeba do niej naprawdę dużo wiedzy, trzeba niesamowicie dużo zainwestować, włożyć w siebie samego. Książka prof. Strzelczyka już nieźle miesza - pozytywnie - we mnie, uzupełnia wiedzę o masę ciekawych szczegółów i spostrzeżeń, koryguje moje "skrzywienia" tam gdzie mnie tej wiedzy brakowało, gdzie w swoim myśleniu o tym, co się na tą historię składa, zbłądziłem. Nic się nie stało, że pobłądziłem - profesor pomaga pójść szlakiem, jeśli nie zupełnie pewnym i prostym, to jednak w miarę rozsądnym. Na pewno jego książka właśnie kształtuje bardzo moją powstającą opowieść i... mnie samego. "Obrabiam" gawędę - bajędę (no, bo jednak sporo wyobraźni opowiadackiej w to wkładam!), a i opowieść, i książka pana profesora, "obrabiają" mnie. I czuję się... szczęśliwy.
Oczywiście tomisko jest dość "konkretne", całe życie i dziedzictwo Bolesława bardzo szczegółowo opisane i przeanalizowane. Właściwie brakuje mi czasu obecnie na przeczytanie całości, a i całość nie jest mi do mojej opowieści potrzebna, więc mogę to sobie spokojnie odłożyć na później. Skupiam się na tym, czego aktualnie potrzebuję - bolkowej "grze o tron". Nawet tego jest tam do poczytania bardzo wiele - a ze strony na stronę robi się coraz ciekawiej. I w ten sposób, krok po kroku, na rzetelnej wiedzy buduję dalej swoją opowieść. A przy tym mam... solidną lekcję pokory, bo nieco z tego, co myślałem i chciałem przekazać, poszło właśnie w gruzy. Miałem już jakieś myśli, jakieś rodzące się obrazy - a tu trzeba zmienić i myślenie, i sposób pokazania pewnych spraw. Pewnie mógłbym się uprzeć przy swoim i... bajdurzyć, ale... Znacie takie porzekadło, że "tylko prawda jest ciekawa?" No właśnie - to taki przypadek, gdy prawda z pewnością jest ciekawsza, niż jakieś fantazje.
----------
Zakładając tego bloga, myślałem pisać wiele o tym, co jest mi najbliższe - o baśniach, legendach, zwyczajach, wierzeniach, itp. A ja tutaj teraz o historii i o książkach popularno - naukowych! Zdałoby się, że to tak daleko od baśni, prawda? A przecież to wciąż ta sama moja "wędrówka po krainie baśni i legend", tylko chwilowo może nieco "bocznym szlakiem". To obraz tego, czego potem może nie będzie widać - co potem będzie tylko odbierane jako fajna i piękna (mam taką nadzieję!) opowieść o Bolku Chrobrym i koronie, którą zwieńczono jego skronie... Moi odbiorcy w trakcie przedstawienia nie będą widzieć tego wszystkiego, co tutaj pokazuję - wytrwałej "pracy warsztatowej" i wielu, wielu chwil głębokiej mojej zadumy.
Aktualnie nie ma prawie chwili, bym nie pracował, nie tworzył, nie formował tej opowieści - nawet gdy z pozoru "nic nie robię", to w moim sercu i umyśle wciąż jest Chrobry! Wciąż myślę, układam, zmieniam. Gdy idę z psem na spacer... Gdy jadę autobusem... Gdy... Ten Bolko jest ze mną wciąż i wszędzie! Cały czas próbuję go jakoś poznać i pojąć - i w jego małości (nie był bowiem wcale władcą, jakiego by nam było miło mieć nad sobą!), i w jego wielkości. I naprawdę mam nadzieję pięknie i bogato tego Bolka "wydać z siebie", pokazać go innym, zwłaszcza zaś dzieciom i młodzieży. Bo - chociaż mam do niego wiele "ale..." - to jestem niego dumny, jako Polak i Gnieźnianin.