Jako bajarz zajmuję się naszymi, polskimk baśniami i legendami. Ktoś może więc się zastanawiać, po co kupuję baśnie i legendy z całego świata, nieraz bardzo egzotyczne. Pierwsze, co mnie się nasuwa, by na to odpowiedzieć, to:
![]() |
Każda opowieść, nawat ta najbardziej egzotyczna i odległa nam kulturowo, choćbym jej nigdy nie miał przedstawić publiczności, jest bardzo stymulująca rozwój osobisty i twórczy. Nie wykluczam też, że kiedyś i po nie sięgnę - bowiem i wśród nich są takie, które bardzo mocno na mnie działają, mocno je przeżywam. Mam tak na przykład z maoryskim (Nowa Zelandia) mitem o rozdzieleniu nieba i ziemi, czy - z zakupionych ostatnio - tatarską (Krym, Ukraina) bajką o dwóch sąsiadach, bogaczu i biedaku.
Zawsze byłem osobą ciekawą świata i ludzi. Lubię po dziś dzień podróże - małe i duże - poznawanie nowych miejsc, zwiedzanie zabytków, spotkanie z ludźmi, ich kulturą. Baśnie i legendy są do tego świetnym uzupełnieniem. Niekiedy zaś - głównie te spoza Europy zbliżają mnie do miejsc i ludzi, których nie było mi dane odwiedzić i spotkać. Kiedyś czytałem wiele książek podróżniczych, obecnie natomiast poznaję świat poprzez mity, legendy i baśnie.
Są też takie opowieści, które można dość łatwo sobie "pożyczyć" i osadzić we własnym środowisku kulturowym. Spośród tych dwóch opowieści, które tu wymieniłem, zupełnie nie da się tego zrobić z mitem maoryskim - bo ma on bardzo mocno etniczny charakter i jeśli już go wystawiać, to musi mieć ten charakter zachowany, i musi być do niego odpowiedni komentarz ukazujący tło kulturowe. Swobodnie natomiast można przeszczepić na nasz rodzimy grunt opowieść tatarską.
Obecnie modne jest określenie "grabież kulturowa" i jest ona mocno piętnowana - czasem słusznie, ale bardzo często absurdalnie i przesadnie. Nie, nie traktuję takiego "pożyczenia" jako "grabieży kulturowej". Przede wszystkim staram się do każdej opowieści podchodzić z ogromnym szacunkiem do tej kultury, w której się zrodziła. Poza tym... baśnie same z siebie wędrują po całym świecie, i czasem identyczne wątki pojawiają się w zaskakująco różnych miejscach. Ostatnio rozmawiałem z kolegą, bajarzem i podróżnikiem, który miał przyjemność opowiadać w Ameryce Południowej, i wybrał do tego jedną z klasycznych baśni kaszubskich. Podczas występu był bardzo zdumiony, że publiczność bardzo wyraźnie dobrze rozumie tą opowieść. Po występie ktoś podszedł do niego i powiedział: "Ale my to znamy! Ta opowieść pochodzi z Ekwadoru (bodajże tam to było, nie pamiętam) i ma ponad 3,5 tysiąca lat." Kolega był w zupełnym szoku. Ja zwykłem sprawę tłumaczyć tak: baśń jest jak nasionko kwiatu, które, niesione wiatrem, leci niekiedy bardzo daleko, by gdzieś tam osiąść na ziemi i wykiełkować, a wiatrem tym jest bajarz, który opowieść przenosi. Tylko raz jeszcze podkreślam: trzeba to zawsze czynić z ogromnym szacunkiem do źródła.
No i przede wszystkim znajduję w baśniach źródło ogromnej przyjemności, dostarczają mi one wzniosłych przeżyć artystycznych, zachwycam się ich pięknem i unikalnym "klimatem", a niekiedy także duchowych. Każda baśń, każda legenda i każdy mit zabiera mnie na chwilę z tego świata - od "szarzyzny" dnia powszedniego, od codziennych problemów i zmartwień - i niesie zupełnie gdzie indziej. Każda taka opowieść, każda taka książka, są swoistym "narzędziem", czy może "wehikułem", do odbycia niezwykłej podrózÿ, właściwie "dookoła świata", a niekiedy jednocześnie bardzo, bardzo blisko, bo w głąb siebie.
Jednocześnie też każda taka opowieść to świetne narzędzie terapeutyczne. Nie kryję tego, że jestem osobą z niepełnosprawnością (chociaż na pozór nie wyglądam na to). Staram się o tym mówić wprost - nie licząc na współczucie (chociaż proszę o pomoc), lecz by pokazywać, że osoby z niepełnosprawnością, mają wiele do zaoferowania, są wartościowymi ludźmi. Właśnie baśnie wiele w moim życiu zmieniły - pomagają mi walczyć z moimi własnymi ograniczeniami. Pamiętam dobrze mój pierwszy publiczny występ jako opowiadacza. Właśnie takie "ziarenko" baśni - zresztą zupełnie nieznanego pochodzenia" wpadło w moje serce i "wykiełkowało", i ja - z natury bardzo nieśmiały i nieco introwertyczny - stanąłem na scenie i opowiedziałem, bo czułem, że muszę to opowiedzieć.
Baśnie - czy to czytane w książkach, czy opowiadane - są doskonałą formą terapii, źródłem psychicznej i duchowej odnowy, regeneracji. Od lat modna jest "bajkoterapia". Chociaż "bajka terapeutyczna" jest specyficznym gatunkiem, swego rodzaju "konstrukcją", do stworzenia której trzeba mieć wiedzę i zdolności, to jednak - uważam na podstawie właznego doświadczenia - każda taka opowieść ma swój wymiar terapeutyczny. Przynajmniej tak to działa w moim przypadku - więc każdy, kto mi podaruje książkę, lub wesprze finansowo, bym mógł ją kupić lub zainwestować w nasz mały, bajarski teatrzyk, lub nas zaprosi, to jest to tak, jakby mi kupił paczkę leków.
Może tyle na teraz. A jeśli coś jeszcze mi przyjdzie do głowy, to może... ciąg dalszy nastąpi. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz