Pożeglowałem sobie bajarsko...
"Pożeglowałem" to dobre słowo - udałem się bowiem na dalekie wyspy, zwane Hawajami. To region świata chyba wciąż mało "rozpoznany" przez naszych rodzimych bajarzy i miłośników baśni i legend. Wspominałem już niedawno, że bardzo mało w Polsce ukazało się książek o mitologii i baśniach polinezyjskich. Tym bardziej mnie ucieszyła nowość, jaka się pojawiła niedawno nakładem poznańskiego Wydawnictwa Replika. I właśnie ta książka mnie teraz "teleportowała" na Hawaje.
Wspominałem, że znam nieco mity i legendy Polinezji i - muszę przyznać - spodziewałem się, mniej więcej, co zapewne znajdę w tej książce. No i już na wstępie przeżyłem niemałe zdziwienie, że po pobieżnym przejrzeniu zawartości tego... nie znalazłem! Zdziwiłem się, że nie ma w niej nic o Havaiki - mitycznej pierwotnej ojczyźnie Polinezyjczyków, która wcale nie jest Hawajami, lecz wyspa Hawaii i archipelag Hawaje (a także inne wyspy) od niej wzięły swoją nazwę. Nie znalazłem też nic o dzielnym żeglarzu Maui, który wsławił się m.in. tym, że za pomocą ogromnej sieci schwytał słońce i spowolnił jego ruch na niebie, odbył liczne podróże, schwytał na wędkę i wyciągnął z oceanu "rybę" - wyspy Nowej Zelandii - a od jego imienia nosi swe miano jedna z hawajskich wysp. Chociaż podtytuł wskazuje, że autor skupił się w tej książce tylko na pewnym wycinku bogatej kultury i opowieści hawajskich - to i Havaiki, i Maui zapewne dało by się pod to podciągnąć. Ale oczywiście nie jestem zawiedziony, że autor tego nie zrobił, bo te opowieści znam, a tych, które on zawarł w książce, dotąd nie znałem.
Niezwykle ciekawa jest już sama osoba autora. To William Drake Westrevelt. Autor pochodził z Ohio, urodził się w roku 1849 i był absolwentem... Seminarium Teologicznego w Oberlin, ordynowanym pastorem. To dość zaskakujące odkrycie, gdy już wiem z jakim zainteresowaniem i pasją badał kulturę i wierzenia polinezyjskie, przedchrześcijańskie - pogańskie więc z chrześcijańskiego punktu widzenia. Ta pasja i otwartość, pragnienie ocalenia unikalnej kultury choćby przez jej zapisanie, wzbudzają we mnie ogromy do niego szacunek. Chętnie bym też go zapytał, jak równoważył w sobie to zamiłowanie do dawnych wierzeń i opowieści z wiarą chrześcijańską. Jest to bowiem - w moim odczuciu przynajmniej - niemałe wyzwanie, pewnie zawsze jakieś duchowe rozterki (jak ja je w sobie noszę). Był sekretarzem a potem prezesem Hawaiian Historical Society. Napisał szereg książek poświęconych mitologii i legendom Hawajów: "Legends of Maui" (1910), "Legends of Old Honolulu" (1915), "Legends of Gods and Ghost-Gods" (1915), "Hawaiian Legends of Volcanoes" (1916) oraz "Hawaiian Historical Legends" (1923). Mam więc nadzieję, że po tej właśnie wydanej przyjdzie czas i na kolejne. Był niewątpliwie świetnym badaczem i do dzisiaj jest wielkim autorytetem w dziedzinie historii i etnografii Hawajów.
Chociaż znam już trochę mitologię i legendy polinezyjskie, bowiem - jak już pisałem - mam kilka książek, to jednak ta nowa dawka jest dla mnie czymś zupełnie nowym. Może dlatego, że nie jest w niej pokazana Polinezja ogólnie, jak w innych, ale konkretnie Hawaje - z ich specyfiką, z ich własnymi bóstwami. Muszę przyznać, że pogubiłem się nieco w mnogości bóstw hawajskich - z których znałem wcześniej tylko boginię Pele, utożsamianą z wulkanami. A także w ich charakterze, w rodzaju ich bytu - bowiem tak bardzo przypominają oni w tych mitach... ludzi, że aż trudno ich odróżnić, i nawet sami Hawajczycy spotykając swe bóstwa biorą je za ludzi (bóg Ku nawet na jakiś czas został śmiertelnikiem, za żonę wziął sobie zaś ludzką kobietę). Podobnie i z innymi duchami. W jednej z opowieści jest nawet o tym, do jakich sztuczek uciekali się Hawajczycy, by rozpoznać ducha, by odróżnić ducha od człowieka "z krwi i kości".
Bardzo ciekawie autor pisze także o wierzeniach związanych z duszą ludzką, z "zaświatami" - zwanych od imienia "króla duchów" Milu - oraz przejściem do nich, jaką formę przybiera dusza człowieka po śmierci, jak się porusza, jaką drogę przebywa. Już w pierwszej legendzie Westervelt zabiera nas właśnie na samo dno... piekieł? Można tak powiedzieć - bo miejsce, jakim jest "kraina duchów" jest bardzo mroczne. Zmierzamy tam razem z pewnym ojcem, który podjął się tej wyprawy, by wyciągnąć stamtąd ducha syna, który został zabity za obrażenie bogów, za zjedzenie żywności dla nich przeznaczonej w ofierze. Wątki wyprawy do mrocznego świata duchów, by powrócić wybrane osoby do życia, pojawiają się i później, już pod koniec książki - nawet z wątkiem miłosnym.
Przyznam, że bardzo lubię takie niesamowite, mroczne opowieści - o duchach i zaświatach. Bliskie mi jest także przenikanie się dwóch światów, dwóch rzeczywistości - świata materialnego i świata duchowego. Dla Hawajczyków nie było - jak się przekonuję z lektury - ścisłego ich rozdzielenia, były one jednością, chociaż miały różne natury. Przyznać muszę, że "świat duchowy" Hawajów wprawił mnie trochę w zdumienie i zakłopotanie. To nie tylko bogowie i duchy trudni do odróżnienia od żywych ludzi. Pojawiają się też istoty takie jak ludzie-rośliny, czy ludzie-muszle... Jako jedno z bóstw - duchów przedstawiana jest także np... latająca palma, unosząca się ponad wodami. To pokazuje, jak bardzo odmienne i egzotyczne są Hawaje, jak bardzo odmienna kultura wytworzyła te wierzenia, mity. Ta odmienność była dla mnie sporym wyzwaniem, chociaż - podkreślam raz jeszcze - mitologia wysp Pacyfiku nie jest dla mnie niczym nowym.
W dodatku to znacznie "surowszy" materiał od tego, z czym miałem wcześniej do czynienia, i nie czyta się tego tak łatwo - zwłaszcza, że w tekst wplecione są nadto modlitwy czy swego rodzaju wiersze czy pieśni o przedziwnej treści i poetyce, dla nas... "bez ładu i składu". Naprawdę bardzo mocno się starałem, by zrozumieć "co autor miał na myśli" i... nic mi z tego nie wyszło. Trochę szkoda, że autor zbioru nie podjął próby choćby częściowego wyjaśnienia tego "słownego bałaganu". Być może sam, nawet po wielu latach studiów i badań nad kulturą hawajską... nie potrafił tego w pełni pojąć i objaśnić? Nie pozostawia jednak czytelnika samego z egzotyką Hawajów - w wielu miejscach udziela ważnych i kompetentnych objaśnień, pomagających chociaż po części zrozumieć i wniknąć w ten świat i w duszę Hawajczyków.
Na pewno nie jest to książka łatwa. Muszę przyznać, że chwilami nawet ulegałem zniechęceniu. Pojawiały się myśli: "Nie. Ja już nie dam rady. Co za dziwne treści! Jak to w ogóle zrozumieć?" Musiałem odłożyć, trochę odpocząć od niej, a potem czytać dalej. To czytanie było trochę... walką z samym sobą, brnięciem dalej pomimo słabości i zniechęceniu. To nie milusie bajeczki - to naprawdę "twarda etnografia". I nie żałuję tego trudu, bowiem dowiedziałem się naprawdę wiele o tych odległych wyspach i ich mieszkańcach. Być może wydawca da polskiemu czytelnikowi z czasem także przekłady pozostałych książek tego autora. Na pewno warto. Chciałbym napisać: "już się nie mogę doczekać!", ale... Tak szczerze mówiąc nie wiem, czy zdołam po nie sięgnąć. Może... Gdy odpowiednio odetchnę i zregeneruję się po dziwności treści i formy przekazu tej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz