Jestem ogromnym zwolennikiem i chwalcą idei miejsc, gdzie można się wymieniać książkami, czy też pozostawiać książki zbędne a znaleźć dla siebie coś ciekawego, co pozostawił kto inny (tzw. "book crossing"). Nie tylko dlatego, że sama w sobie idea jest naprawdę super (tak samo zresztą jak ogólnie "zero waste", i tzw. "free shopy"!), ale także dlatego, że sam z tego chętnie korzystam - gdzie tylko mogę i jak często mogę. I niekiedy znajduję tam także coś na swoją bajarską półeczkę.
Tym razem, będąc niedawno w Środzie Wlkp, trafiłem kilka pozycji. No, głównie dla dzieci, ale... jeśli postanowiłem pielęgnować w sobie "wewnętrzne dziecko", które się odrodziło, to chyba mogę, szak tak?
"Skarbnica baśni" - jak widzę - to taki typowy zbiór znanych baśni, jak opowieść o Sindbadzie Żeglarzu, Trzech Świnkach, Żabim Królu, Pinokiu, Calineczce... Mniej oczywiste to: Podróże Guliwera, Alicja w Krainie Czarów, czy Czarnoksiężnik Oz - będące krótszymi wersjami, interpretacjami znanych książek dla dzieci. Chętnie gromadzę także tego rodzaju zbiory - bo też każdy, kto taki zbiór opracowuje, zawsze - chociażby tylko troszkę, ale jednak - nieco inaczej daną opowieść przedstawia.
"Mity greckie..." - w tym wypadku interesujące jest dla mnie to, jak je przygotowano tak, aby były łatwiejsze do przekazania dzieciom. Tym bardziej, że sam także pracuję z materiałem mitologicznym - tyle, że naszym rodzimym. Przy okazji... nie pojmuję, że nasze dzieci uczy się - choćby w szkołach - mitologii greckiej czy rzymskiej, a nie wspomina się wcale o naszej rodzimej, słowiańskiej! To jest dla mnie skandalem! Ale mam cichą nadzieję, że takie wzorce, jak ta książka, pomogą mi lepiej przygotowywać to, co nasze własne, słowiańskie.
No a "Mądrych bajek z całego świata" to już w ogóle jestem ciekaw, bo sam kocham mądre bajki, i staram się także takie opowiadać.
----------
Mogę się pochwalić także i dzisiejszym znaleziskiem - tym razem dokonanym w moim Gnieźnie, w mojej dzielnicy. Oto ktoś wyłożył wielką księgę, zatytułowaną "Śpiewająca lipka - bajki Słowian Zachodnich".
Niestety - jak widać - jest ona w bardzo złym stanie, dosłownie się rozsypuje... Wydanie z 1973 r., książka klejona, wydrukowana w NRD - więc w sumie nic dziwnego. Ale po samych opowieściach wiele sobie obiecuję - i nawet w takim stanie może mi dać bardzo wiele właśnie dzięki tym baśniom w niej zawartym. Ciekawe jest przy tym groni jej twórców - to... naukowcy, badacze literatury i kultury - z Polski, Czechosłowacji i NRD, wszyscy z tytułami "doktor", a nawet "profesor"! To czyni zbiór szczególnie interesującym. Baśnie dla dzieci... Na pewno pisane tak, żeby były dla dzieci. Ale przy tym i tak, by miały też odpowiednio wysokie walory poznawcze dla kogoś, kto się baśniami pasjonuje bardziej profesjonalnie.
Wiele więc sobie po tej księdze obiecuję. I tym bardziej mnie cieszy, że akurat wchodzę jakby w zainteresowanie opowieściami zachodniosłowiańskimi właśnie - najbardziej zaś pociągają mnie Łużyce. Mam już kilka ciekawych pozycji dotyczących tego obszaru - między innymi cenny prezent od mojego przyjaciela i mentora, Mistrza Łukasza z Szamotuł. Ale z baśniami jest tak, jak z przyjaciółmi... Gdzieś kiedyś przeczytałem takie mądre słowa, które mocno wryły się w mą pamięć:
"Niech ścieżka, którą do nas przyjaciele przychodzą,
nigdy chwastami nie zarasta!"
I ja tak właśnie mam z baśniami, i z ciekawymi opowieściami czy książkami w ogóle. Nigdy nie mam ich tak wiele, by nie mieć już chęci na kolejne! 😉


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz